Debiutancka powieść Charlesa Fraziera "Cold Mountain" ukazała się w 1997 roku, zdobywając wielkie uznanie krytyki oraz prestiżową nagrodę National Book Award. Frazier wychował w Blue Ridge Mountains w Północnej Karolinie. Tam pamięć wydarzeń wojny secesyjnej była ciągle żywa. Opowieści o tamtych dramatycznych wydarzeniach przekazywano z pokolenia na pokolenie. Szczególnie zafascynowała Fraziera historia W.P. Inmana, jednego z jego przodków, który odbył pełną niebezpieczeństw wędrówkę - liczącą ponad 300 mil - ze szpitala wojskowego w Wirginii w rodzinne strony. Frazier był zdania, że taka perspektywa w opisie wojny secesyjnej i jej skutków była stosunkowo rzadka w amerykańskiej literaturze. Jak wiadomo, piśmiennictwo na jej temat jest niesłychanie bogate, lecz główna jego część to szczegółowa i wyczerpująca rekonstrukcja działań wojennych, zwłaszcza krwawych bitewnych starć. Frazier podkreślał, że nie interesowały go dylematy ani decyzje słynnych dowódców, ale los zwykłych ludzi, zagubionych w okrutnym wojennym tumulcie, walczących o przetrwanie i często - pod wpływem brutalnych wydarzeń - przewartościowujących cały dotychczasowy światopogląd. Frazier odniósł wielki sukces. Jego książka przez 45 tygodni nie schodziła z listy bestsellerów "NewYork Timesa", powitały ją bardzo dobre, często entuzjastyczne recenzje. Na przykład "Newsweek" pisał: " Zdumiewające - romantyczna saga, która zdobyła status prawdziwej literatury". "Powieść tak bardzo bliska mistrzostwa, jak tylko jest to we współczesnej prozie możliwe" - wtórował krytyk na łamach "The Raleigh News & Observer". Anthony Minghella, reżyser, który z racji swych obowiązków producenta czyta wiele przebojowych książek, też był pod wrażeniem. Uderzył mnie naprawdę osobisty ton tej opowieści, a to się bardzo rzadko zdarza. Powieści o wojnie niespecjalnie mnie interesują. Są przeważnie przewidywalne i schematyczne. Ale to jest rzecz przede wszystkim o skutkach wojny oraz towarzyszących im brutalności i chaosu we wszelkich dziedzinach życia. O tym, jak wojna odciska się na miłości, życiu rodzinnym, przyjaźniach. Ten punkt widzenia przemówił do mnie. Uważałem, że w tej książce jest prawdziwa świeżość - wspominał reżyser. Zwracał też uwagę, że Frazier odważnie, ale twórczo i, co najważniejsze, bezpretensjonalnie, wykorzystał wzorzec nie byle jaki - "Odysei" Homera. Był przekonany, że pisarzowi udało się zachować równowagę pomiędzy mitycznym wymiarem opowieści, a prawdopodobieństwem psychologicznym, co jest niezwykle trudne. Historia Inmana to seria niezwykle ciężkich życiowych prób - poddawana jest im jego lojalność, miłość, odwaga. Ta pełna perypetii podróż ma, moim zdaniem, głęboki duchowy wymiar - podkreślał Minghella. Ale zaintrygowała go też postać Ady, kobiety, która, zamknięta wcześniej we własnym, pozbawionym trosk materialnych świecie, na skutek wojny musi wyjść poza dotychczasowe doświadczenia. Minghella sam zajął się pisaniem scenariusza. Na pierwszy rzut oka wydaje się to łatwe. Jest waleczny bohater, jest podróż oraz intrygujące historyczne tło. Ale z doświadczenia znam wiele pułapek, jakie kryją się w adaptacji utworów literackich. Literatura i kino posługują się przecież zupełnie innym językiem. Zawsze staram się maksymalnie uszanować intencje twórców pierwowzoru literackiego - sam piszę i wiem, jaka to ciężka praca, jak trudno jest stworzyć pełny wewnętrznej prawdy, samowystarczalny świat. Ale nie mogę być niewolnikiem tekstu, bo ostateczny rezultat mógłby być katastrofalny. Zresztą zauważyłem, że nad jakimkolwiek tekstem bym nie pracował, zawsze dochodzą do głosu osobiste emocje i doświadczenia, zwłaszcza rodzinne i uczuciowe. Tak było i tym razem - tłumaczył Minghella. Sydney Pollack, współproducent filmu, który od lat współpracuje z Minghellą, tak mówił o jego pracy: Od dawna uważam - i ciągle się utwierdzam w tym przekonaniu - że Anthony to skarb. Rzadko kto, tak jak on, szanuje intencje twórców literatury. A jednocześnie, każdy tekst, nad którym pracuje, przekształca w "swój" utwór. W tym przypadku, moim zdaniem, dokonał lekkiego, ale niezwykle cennego przestawienia akcentów. Tak, "Wzgórze nadziei" to poruszająca historia miłosna, ale przede wszystkim, to seria dramatycznych sprawdzianów charakterów dla głównych postaci.
Tło historyczne
Ponad 3 miliony Amerykanów wzięło udział w krwawych zmaganiach wojny secesyjnej. Zginęło, według szacunków historyków, ponad 620 tysięcy ludzi. Konflikt pomiędzy uprzemysłowionymi stanami Północy, a rolniczymi Południa, których gospodarka oparta była na fundamencie niewolnictwa narastał latami. W grudniu 1860 władze Południowej Karoliny zdecydowały się na drastyczny krok - oderwanie swego stanu od Unii. Do secesji przyłączyło się kolejnych sześć stanów - Mississippi, Floryda, Alabama, Georgia, Luizjana i Teksas, a wkrótce potem kolejne cztery - Wirginia, Arkansas, Tennessee i Północna Karolina. Na prezydenta Skonfederowanych Stanów Ameryki wybrano Jeffersona Daviesa. Wybrany na prezydenta Unii Abraham Lincoln usiłował w pokojowy sposób rozwiązać konflikt, ale okazało się to z wielu względów niemożliwe. Przeszkodą był zwłaszcza jego stosunek do niewolnictwa, szczególnie zaś to, że nie chciał zezwolić na jego rozwój na sukcesywnie podbijanych nowych terytoriach. Wojna rozpoczęła się w kwietniu 1861 roku, gdy wojska Konfederacji otworzyły ogień do okrętu federalnego w porcie w Charleston. W 1862 roku miała miejsce najkrwawsza bitwa pod Antientam. Jednego dnia zginęło ponad 26 tysięcy ludzi. Bitwy pod Gettysburgiem i Vicksburgiem w 1863 roku przechyliły szalę na korzyść Unii. 9 kwietnia 1865 roku generał Robert E. Lee ogłosił kapitulację Południa. 14 kwietnia zginął w zamachu prezydent Lincoln. Wkrótce Kongres przegłosował poprawki do konstytucji, znoszące niewolnictwo i zapewniające Murzynom prawa wyborcze. Rezultaty wojny secesyjnej były wielorakie i nie zawsze pozytywne. Jej wyjątkowa bezwzględność spowodowała, że jest ona uznawana przez wielu historyków wojskowości za pierwszą wojnę totalną. Zniesiono niewolnictwo, ale droga do emancypacji czarnoskórych Amerykanów była jeszcze bardzo długa, a dawni niewolnicy, zwłaszcza wojenni weterani, byli gorzko rozczarowani brakiem faktycznej równości. Wzrósł rasizm, czego dowodem była działalność Ku-Klux-Klanu. Z drugiej zaś strony, zwycięzcy - kapitaliści z Północy - wprowadzili brutalne zasady gospodarcze, zachowując się w południowych stanach jak zdobywcy i rujnując wielu drobnych farmerów. Do dziś odczuwalne są skutki tamtego konfliktu. W stanach południowych utrzymuje się nieufność do poczynań rządu, co czasem przekłada się nawet na akty terroru, jak w pamiętnym zamachu w Oklahoma City. Natomiast w stanach północnych pokutuje w wielu środowiskach obraz Południa, jako siedliska ciemnoty, rasizmu i nietolerancji. Hollywood zaskakująco rzadko porusza - w poważniejszy sposób - temat wojny secesyjnej. "Narodziny narodu" (1915), arcydzieło Davida Warka Griffitha (z przekonań konserwatysty) było tak sugestywne, że wzbudziło zamieszki i nie bez racji było atakowane za apologię Ku-Klux-Klanu. "Przeminęło z wiatrem" (1939) Victora Fleminga, według powieści Margaret Mitchell, ustaliło wzorzec, powielany przez lata: nostalgii za romantycznym, arystokratycznym Południem. Sentymentami zastąpiło więc historyczną refleksję. "Szkarłatne godło odwagi" (1950) Johna Hustona, według klasycznej powieści Vincenta Crane'a, zostało zmasakrowane przez producentów. Wojna secesyjna była tłem wielu westernów - ale tylko kilka z nich dało surowy i wiarygodny obraz tamtego konfliktu; może najbardziej "Major Dundee" (1965) Sama Peckinpaha, gdzie zresztą nie był to główny temat. Epicki w zamierzeniu "Gettysburg" (1993) Ronalda Maxwella słusznie atakowano za ilustracyjność stylu i akademizm. A "Przejażdżka z diabłem" (Ride with the Devil, 1999) Anga Lee opowiadająca o partyzantce Południowców z niespotykanym realizmem, pomimo doskonałych recenzji, poniosła w USA kasową porażkę. Powszechnie uważa się, że producenci obawiają się, że jest to temat zbyt bolesny i ciągle mogący budzić kontrowersje.
Obejrzeć i posłuchać każdego
Minghella od lat powtarza, że właściwie dobrana obsada to co najmniej połowa sukcesu filmu. Właśnie z tego względu zawsze postępuję tak samo - mówił reżyser. - Nie żałuję nigdy czasu na casting. Każdego aktora przesłuchuję sam, spędzam z nim wiele czasu, sprawdzam jego możliwości, rozmawiam o koncepcji roli. I nie chodzi tylko o odtwórców głównych ról. Dotyczy to praktycznie wszystkich. Ten proces trwa miesiącami, ale dzięki temu unikam niespodzianek na planie. W przypadku "Wzgórza..." miałem już ułożone sceny i porównywałem twarze i reakcje poszczególnych aktorów. Szczególnie ważne było to w przypadku trzech głównych ról. Minghella nie wyobrażał sobie, by mógł zatrudnić gwiazdorów "z klucza", zasugerowanych przez speców od castingu, czy wytwórnię. Reżyser przyznał, że jego wybór nie był natychmiastowy. Kandydatów do ról Inmana, Ady i Ruby było wielu. Niektórzy znakomici, ale musiał zostać spełniony podstawowy warunek: wiarygodne interakcje między tą trójką. Książkę przeczytałam niedługo po tym, jak się ukazała - mówiła Kidman. - Szczerze mówiąc, nie do końca wyobrażałam sobie, jak na ekranie można oddać jej bogactwo emocjonalne i skomplikowane życie wewnętrzne. Ale Anthony jest po prostu prawdziwym poetą kina i uwierzyłam, że z nim można tego dokonać. Jej zdaniem, film mógł ześlizgnąć się w patos, czy sentyment, ale reżyser do tego nie dopuścił. Ada to doskonała rola, ponieważ bohaterka podlega radykalnej zmianie, wymuszonej przez okoliczności. Poznajemy ją jako "piękność z Południa", osobę, której życiowym zadaniem było po prostu być piękną, a wszelkie praktyczne umiejętności nie miały żadnego znaczenia. Ada musi nauczyć się trudnej sztuki przetrwania w okrutnych okolicznościach wojny i zamętu, który po niej nastąpił. Moim zdaniem, jest tu także doskonale poprowadzony wątek kobiecej przyjaźni, który Anthony świetnie uwypuklił. Tu nie chodzi tylko o to, że obie kobiety wspierają się niejako z musu, ale także o to, że się uzupełniają i pomagają sobie wzajemnie w zwalczaniu swoich głębokich lęków. Dwie świetne role kobiece w jednym filmie - to naprawdę rzadko się zdarza. Zellweger twierdziła, że czytała książkę jeszcze przed jej publikacją. Stało się tak dlatego, że moi przyjaciele są przyjaciółmi Frazierów. Powieść zrobiła już wtedy na mnie wielkie wrażenie swym epickim rozmachem. Co do postaci Ruby, to poraziła mnie swym realizmem. Jest mocno związana z ziemią, wręcz trudno ją sobie wyobrazić z czystymi rękami. Wie wiele o sianiu, o księżycu, o słońcu. Żyje rzeczywiście zgodnie z rytmem natury. Myślę, że rzadko mogliśmy oglądać takie osoby na ekranie. Przed spotkaniem z Adą, emocje i uczucia nie odgrywały wielkiej roli w jej życiu. Z czasem zaczęła odkrywać w sobie wrażliwość i wyobraźnię. To naprawdę poruszające, jak wiele te kobiety uczą się od siebie nawzajem, i jak otwierają się na nowe doświadczenia - mówiła aktorka. Minghella twierdził, że wybór aktorek wiązał się także z ich osobowościami. Nicole sprawia wrażenie - zwłaszcza ostatnio - osoby niedostępnej, przebywającej ciągle w świetle reflektorów, w świecie fikcji. Ale ma też całkowicie inną sferę osobowości. Renee postrzegana jest jako sympatyczna, ale dość przyziemna, zwyczajna osoba. A ma w sobie ten marzycielski rys, którego potrzebowałem. Decyzja o obsadzeniu roli Inmana była łatwa. Z Judem Law doskonale mi się pracowało przy "Utalentowanym panu Ripleyu". Zaskoczył mnie swoją inteligencją, świeżością i szczerością. Myślę nawet, że to była eksplozja jego talentu. Tak więc nie zadałem mu pytania: " Czy możesz zagrać tę rolę ?", bo wiedziałem oczywiście, że może to zrobić i to doskonale. Ciekawy byłem tylko, jak do tego podejdzie i jak bardzo się w to zaangażuje. Zrobił to, i jestem przekonany, że mamy - jeśli chodzi o niego - do czynienia z odkryciem. Moim zdaniem, Jude jest już gotów zagrać z wielką swobodą i skutecznością romantyczną główną rolę. A szczerze mówiąc, może zrobić obecnie wszystko. Każdy aktor dałby się pokrajać za taką rolę - śmiał się z kolei aktor. - Choć nie jest ona łatwa. Inman jest everymanem, widz powinien identyfikować się z jego widzeniem i postrzeganiem świata, doświadczać podobnych, jak on, emocji. Mój bohater początkowo wierzy w słuszność sprawy Południa, ale z czasem, gdy zaczyna być świadkiem kolejnych koszmarów wojny, stopniowo przechodzi głęboką przemianę. I w końcu jest przekonany, że najważniejszą wartością jest miłość do kobiety, do której za wszelką cenę stara się powrócić. Minghella podkreślał poświęcenie aktora. Ta rola wymagała nie tylko koncentracji psychicznej, ale także wielkiego wysiłku czysto fizycznego. Inmana widzimy torturowanego, rannego, postrzelonego, ściganego jak dzikie zwierzę. Uwierzcie mi, że od Jude'a nie usłyszałem ani słowa skargi - zapewniał. Minghella zaznaczał, że skompletowanie reszty obsady było zadaniem, do którego przywiązywał niezwykłą wagę, ponieważ uważał, że wszyscy, nawet wykonawcy drugoplanowych ról, powinni klasą i talentem dorównywać "wielkiej trójce". Przyznawał, że odczuwał pewne wahanie, proponując aktorom ze znaczącym dorobkiem stosunkowo małe role, jak chociażby Donaldowi Suthertlandowi czy Eileen Atkins. Ale niemal nikt nie odmawiał ani nie stawiał wygórowanych żądań czy warunków. Pollack twierdził, że zadziałała tu nie tylko sława książki, ale przede wszystkim marka Minghelli, jako wybitnego reżysera i niezwykle błyskotliwego scenarzysty, w dodatku znanego z intensywnej, ale i niezwykle precyzyjnej pracy z aktorami. W ten sposób w osadzie filmu znalazł się rzeczywiście kwiat aktorów amerykańskich i brytyjskich, zwłaszcza średniego i młodego pokolenia, wśród nich m.in. Philip Seymour Hoffman ("25 godzina", "Utalentowany pan Ripley"), Brendan Gleeson ("Generał", "Gangi Nowego Jorku"), Kathy Bates ("Wbrew regułom"), Giovanni Ribisi ("Niebo", "Strzał w serce"), Ray Winstone ("Sexy Beast"), Natalie Portman, James Gammon, Charlie Hunnam ("Nickolas Nickleby"), Jena Malone ("Life As A House"), Ethan Suplee ("Tytani"), Lucas Black ("Sling Blade"), Melora Walters ("Magnolia") oraz debiutujący jako aktor Jack White ze słynnej grupy rockowej White Stripes.
W poszukiwaniu dzikości
Ponad rok Minghella ze słynnym scenografem Dante Ferrettim (6 Oscarów, współpracował z Federico Fellinim i Martinem Scorsese) spędzili na poszukiwaniu miejsc, gdzie można by odtworzyć scenerię Północnej Karoliny drugiej połowy XIX wieku. Z jednej strony chodziło nam o maksymalny realizm - opieraliśmy się na przekazach i ikonografii z epoki - z drugiej, chcieliśmy stworzyć scenerię, mającą pełen walor mityczny. Pamiętajmy, że te tereny były w owym czasie w wielkiej mierze niezagospodarowane, naprawdę dzikie - mówił Minghella. Poszukiwania rozpoczęto w miejscu oczywistym - w Blue Ridge Mountains, rodzimych okolicach Fraziera, gdzie rozgrywa się akcja powieści. Tu jednak czekało filmowców gorzkie rozczarowanie. Liczne ślady cywilizacji, zwłaszcza współczesna zabudowa i inne oznaki współczesności, jak wszechobecne druty telefoniczne i elektryczne uniemożliwiały realizację filmu. Zwłaszcza wygląd lasów, na których bardzo zależało Minghelli, trudno było nazwać dziewiczym i dzikim. Niewiele lepszą sytuację zastali w Kanadzie, gdzie powstało ostatnio wiele plenerowych amerykańskich filmów. Minghella stwierdził z rozczarowaniem, że tamtejsze lasy są tylko trochę mniej "cywilizowane" niż amerykańskie. Nie chciał jednak uciekać się do komputerowej manipulacji obrazem, co, jego zdaniem, jest przez widownię bardzo łatwo wyczuwane. Niespodziewanie, z zaskakującym pomysłem zgłosił się jeden z producentów wykonawczych, Ian Smith, który podczas europejskich wakacji wędrował po rumuńskich Karpatach. Po powrocie pokazał Ferretiemu i Minghelli fotografie, które tam wykonał, z entuzjazmem przekonując ich do pomysłu kręcenia filmu właśnie tam. Obaj byli pod wrażeniem, ale by się upewnić, co do słuszności wyboru, odbyli osobiście dwie podróże: zimą i na wiosnę. Minghella stwierdził, że nareszcie znaleźli dziewicze, majestatyczne lasy. Nie miały konkurencji, a oglądałem setki zdjęć, nie tylko z Ameryki, ale i z całego świata. Ma to wydźwięk nieco ironiczny, ale naprawdę jestem przekonany, że kręcąc film w Rumunii osiągnęliśmy większy efekt autentyzmu, niż gdybyśmy to uczynili gdziekolwiek w Stanach - mówił Pollack. Skłamałbym, mówiąc, że nie byliśmy naprawdę zawiedzeni, że nie uda się zrobić filmu tam, gdzie rozgrywają się powieściowe wydarzenia. To, że nie dało się kręcić w Północnej Karolinie, to był prawdziwy cios - wspominał Minghella. - Ale gdy już zaakceptowaliśmy Rumunię, poczuliśmy, że był to słuszny wybór. Zresztą, chociaż lwia część filmu powstała w Rumunii, wykorzystano także lokalizacje w Stanach - głównie w Południowej Karolinie i Wirginii. Tam bowiem zachowało się sporo autentycznej architektury sprzed okresu wojny secesyjnej.
Autentyczna nawet bielizna
Nad dekoracjami pracował Ferretti, kierując się wskazówką Minghelli, by dążyć do maksymalnego autentyzmu. Zapewniał, że wszystkie rozwiązania wystroju zewnętrznego i wewnętrznego budynków były znane w owej epoce, choć nie kopiował bezpośrednio wyglądu budynków. Niektórzy pierwsi widzowie filmu, specjaliści od architektury tej epoki, dopytywali się, gdzie znaleźliśmy tak dobrze zachowane farmy. Wcale nie podejrzewali, że to dekoracje. A oprócz kilku budynków z Charlestonu, wszystko od podstaw zbudował Dante - śmiał się reżyser. Ann Roth, która była odpowiedzialna za kostiumy, kierowała się podobnymi zasadami. Pamiętałam o tym, że kostium świadczy o osobowości bohaterów i często doskonale ją charakteryzuje. Na przykład utrzymane w zgaszonych, naturalnych barwach ubranie. Także sposób, w jaki dana postać je nosi oddaje jego charakter. W przypadku Inmana, jest to charakter człowieka heroicznego, nieprzywiązującego wagi do ubioru, pochłoniętego wyznaczonym sobie celem. Może się to wydać śmieszne, ale to, że nalegałam, by nosili bieliznę, taką jak wówczas, miało moim zdaniem spore znaczenie. Aktorzy po prostu inaczej się poruszali, inaczej reagowały ich ciała - mówiła Roth. Tę obserwację potwierdziła Zellweger. Przekonałam się, że potrzeba było dobre pół godziny, aby kobieta w tamtej epoce mogła skorzystać z toalety. Ubrania doprawdy nie były wygodne. Fizyczną pracę czyniły na przykład jeszcze cięższą. Natomiast zmiany w ubiorze Ady, która porzuca delikatne, satynowe i jedwabne kreacje na rzecz coraz prostszych strojów, świadczą, według Roth, nie tylko o jej coraz trudniejszej sytuacji materialnej, ale i o zmianie stosunku do życia. Na przykład, ważnym elementem jej ubioru jest płaszcz po zmarłym ojcu - pewnego rodzaju symboliczna tarcza, ochrona, ale i strój roboczy, świadczący o zmianach w mentalności bohaterki. Roth zwróciła także uwagę na aspekt, dotyczący charakteru uniformów armii Północy i Południa, co było istotne przy scenach bitewnych. Konsultantem do spraw mundurów i wojskowego wyposażenia był wielki autorytet w tej dziedzinie Dan Troiani. Przeglądając jego archiwa, Roth doszła do wniosku, że mundury unionistów były ujednolicone - granatowe kurtki i jaśniejsze niebieskie spodnie. Natomiast jeśli chodzi o konfederatów, to oddziały z różnych stanów bardzo różniły się od siebie - mundury były szyte z różnych materiałów, w najróżniejszych odcieniach szarości. Takie zróżnicowanie rzadko było pokazywane w filmach. Do szycia mundurów użyto zachowanych wzorów z epoki, Roth odnalazła też (między innymi we wspólnocie Amiszów) fabryki, posługujące się archaicznymi technikami. Operator John Seale także pilnie studiował dokumentację z epoki, zwłaszcza fotografie, wykonywane ówczesnymi technikami. Nie chcieliśmy jednak przesadzić ze stylizacją - mówił. - Użyłem dwóch rodzajów negatywów: bardziej kontrastowych do scen, dotyczących większości wędrówki Inmana, oraz łagodniejszych, w końcowych partiach filmu i w sekwencjach z Ruby i Adą, w scenerii Black Cove Farm. Postanowiliśmy też użyć tylko naturalnych źródeł światła - takich, jakie były w latach 60. XIX wieku: świec, lamp olejowych, ognisk. Jedyną sceną, w której Seale naruszył zdecydowanie realistyczną konwencję, była bitwa pod Petersburgiem. Oglądałem malarstwo z epoki i zwróciła moją uwagę ogromna ilość prochowego dymu. Użyłem więc w tej scenie filtrów, by oddać charakter krwawej łaźni, miejsca pełnego oparów prochu, brudu i krwi. Seale pracował już z Minghellą przy "Angielskim pacjencie" (Oscar) i "Utalentowanym panu Ripleyu" (nagroda BAFTA). Minghella mówił: Tym razem dostał może najtrudniejsze zadanie. W Rumunii pogoda i światło są niezwykle kapryśne. Zmieniają się wielokrotnie w ciągu dnia, i to w gwałtowny sposób. John zachowywał się jak czujny dowódca skomplikowanej wojskowej operacji, próbując wyzyskać wszelkie możliwości do maksimum.
Krwawe zapasy
Zdjęcia do filmu rozpoczęły się 15 lipca 2002 roku w okolicach wioski Potigrafu, niedaleko Bukaresztu. Zainscenizowano tam najbardziej skomplikowaną sekwencję filmu, bitwę o Petersburg w Virginii. Miała ona miejsce 30 lipca 1864 roku i nazywana jest przez historyków bitwą o krater. Zginęło w niej ponad 6300 ludzi. Wojska Unii usiłowały sforsować fortyfikacje konfederatów, podkładając potężną minę, która uczyniła wyłom, atakowany następnie przez cztery godziny przez 15 tysięcy żołnierzy Unii. Atak się nie powiódł, choć został okupiony ogromnymi stratami. Bitwa ta nie została opisana przez Fraziera, ale według koncepcji Minghelli, miała decydujące znaczenie dla przerażonego rozmiarami hekatomby Inmana. Zdjęcia trwały prawie trzy tygodnie, i były, jak przyznawał Minghella, najtrudniejszym przedsięwzięciem w jego karierze. Zbudowano fortyfikacje i dekoracje polowego szpitala oraz dwie repliki powstałego po wybuchu krateru: jedną w celu sfilmowania planów ogólnych, drugą do sekwencji krwawych walk, które się tam potem toczyły. Do eksplozji (zginęło w niej podczas bitwy około 350 żołnierzy) użyto 4 tysiące litrów benzyny i około 100 kilogramów materiałów wybuchowych. Seale zastosował cztery kamery jednocześnie i sfilmował wybuch w jednym ujęciu. W zdjęciach wzięło udział ponad tysiąc rumuńskich żołnierzy, przeszkolonych uprzednio w ówczesnych technikach walki. Według historyków wojskowości, jedną z głównych przyczyn klęski unionistów w tej bitwie było trzymanie się zbyt sztywno zasad walki, wytyczonych przez ówczesne regulaminy piechoty. Konfederaci działali bardziej agresywnie i zarazem swobodnie, co zapewniło im przewagę. Twórcy filmu byli bardzo zadowoleni z rumuńskich żołnierzy, którzy, po przeszkoleniu w dawnych technikach walki, szybko osiągnęli dobre rezultaty. W dodatku byli młodsi i szczuplejsi od amerykańskich kolegów, co zbliżało ich wyglądem do ówczesnych żołnierzy, którzy, jak wiadomo, pod koniec wojny secesyjnej byli zmęczeni i z reguły niedożywieni. Po realizacji sekwencji bitwy filmowcy przenieśli się na północ, w okolice miasta Rasnov w Transylwanii, gdzie Feretti wybudował dekoracje farmy Black Cove. Tam powstały sceny z udziałem Ady, Inmana i jej ojca, a także sekwencja jego śmierci. Kolejna lokalizacja zdjęć to okolice miasta Zarnesti, gdzie z kolei powstały dekoracje miasteczka Cold Mountain - 32 budynki wybudowane przez Ferrrettiego, ściśle według sztuki architektonicznej z połowy XIX wieku. Tutaj sfilmowano sceny z prologu filmu, między innymi pierwsze spotkanie Inmana i Ady. Filmowcy byli zadowoleni zwłaszcza z tego, że brak tu było śladów nowoczesnej cywilizacji, co pozwalało na swobodną pracę kamery. Problemem okazała się jednak pogoda. Ulewne deszcze spowodowały, że zdjęcia, wymagające letniej pogody i słońca, wykonano w końcu w USA, w Południowej Karolinie i Wirginii. W Stanach nakręcono sekwencje, rozgrywające się na bagnach w Botany Boy Plantation, godzinę drogi od Charlestonu. Natomiast w samym Charlestonie zrealizowano kilka innych ważnych scen, wykorzystujac dobrze zachowaną architekturę, pamiętającą czasy sprzed wojny secesyjnej. Sekwencję ścinania włosów rannemu Inmanowi sfilmowano na przykład na dziedzińcu zabytkowego Charleston College. A scenę przemarszu Inmana przez miasto nakręcono w centrum Charlestonu, w dzielnicy luksusowych, zachowanych w wielkiej mierze w dawnym kształcie, rezydencji. Oczywiście Ferretti i jego współpracownicy musieli dokonać wielu zabiegów, adaptujących współczesny wygląd ulicy do pożądanych historycznych realiów. Wybudowano na przykład drewniane chodniki i wyposażono je w charakterystyczne dla tamtych czasów rynsztoki. W okolicach Richmond sfilmowano natomiast sekwencje podróży Inmana wzdłuż Cape Far River i spotkania z Juniorem. Po zakończeniu pracy w Stanach ekipa powróciła do Rumunii, by nakręcić szereg kluczowych scen z udziałem Ruby i Ady. Potem, w okolicach miasta Sinaia na południe od Brasov, powstały sceny morderczego marszu przez bagna. Zdjęcia zakończyły się po 22 tygodniach sekwencją powrotu Inmana do Cold Mountain. Charles Frazier odwiedził ekipę w Charlestonie i w Rumunii. Wrażenie było niesamowite - wspominał. - Zobaczyłem, jak świat i postaci, które powołałem do życia, stają się realne i konkretne.
Niech gra muzyka
Minghella znany jest z precyzyjnego komponowania ścieżki dźwiękowej do swych filmów. Kręcąc "Wzgórze nadziei" ponownie spotkał się z Gabrielem Yaredem, kompozytorem, z którym współpracował przy "Angielskim pacjencie" i "Ripleyu...". Większość jego kompozycji orkiestrowej powstała jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć. Z reguły pracujemy w ten sposób - mówił Minghella. - Muzyka niejako rozwija się i ewoluuje wraz z filmem. Powstaje równolegle ze scenariuszem, potem zmienia się i dostosowuje wraz z postępującym procesem filmowania. Pracę Yareda uzupełniał słynny muzyk T-Bone Burnett, wielki znawca amerykańskiej muzyki ludowej, który był odpowiedzialny za ścieżkę dźwiękową w filmie braci Coen "Bracie, gdzie jesteś ?" Burnett dokonał wyboru spośród wielu autentycznych utworów z tego okresu, wyselekcjonował też starannie muzyków, którzy je nagrali. By uzyskać większy stopień autentyzmu, użył archaicznych technik nagraniowych. Chciałem, by muzyka stała się integralną częścią filmu. Szukałem zatem aktorów, którzy są także muzykami - mówił Minghella. - I znalazłem. Na przykład, występujący w roli Stobroda Brendan Gleeson, którego gra na skrzypcach jest ważna w strukturze fabuły, w rzeczywistości także bardzo dobrze gra na tym instrumencie. Jack White, z rockowej grupy White Stipes, miał początkowo tylko śpiewać. Ale okazało się, że ma takie aktorskie uzdolnienia, że dopisałem dla niego specjalnie dialogi. Nicole Kidman udowodniła, że świetnie śpiewa, już w "Moulin Rouge". Jest też dobrą pianistką. Wykorzystałem jej talenty. Reżyser tłumaczył, że muzyka miała pomóc zbudować emocjonalny charakter opowieści, ale że za wszelką cenę starał się unikać, jak to określał, "muzycznej sacharyny".
Głosy prasy
Trzeba podziwiać artystyczny zamysł i staranność, a także grę aktorów, pełną pasji i zaangażowania. Roger Ebert, Chicago Sun - Times Niewątpliwa jest inspiracja "Odyseją" I romantycznymi epickimi filmami, jak "Doktor Żywago" czy "Czerwoni". Film jest zrealizowany elegancko i zagrany z zaangażowaniem. Todd McCarty, Variety We "Wzgórzu nadziei" Minghella powraca do tematów, podjętych kiedyś w "Angielskim pacjencie": miłości i wojny, osobistej odpowiedzialności za czyny i anonimowych sił historii. Widowni na długo z pewnością pozostanie w pamięci seria sugestywnych obrazów. Philip French, Observer Kidman po prostu rozświetla ekran. Jest sercem tego epickiego, a jednocześnie bardzo intymnego filmu. Peter Travers, Rolling Stone Porwie wasze serca. To najlepszy film o wojnie secesyjnej, jaki nakręcono. Mick Clark , USA Today Wojna u Minghelli to prawdziwe piekło. Wyzwala w ludziach to, co najgorsze, najdziksze instynkty. A święta wojna to oksymoron. Pan Bóg dawno już opuścił pole bitwy. David Edelstein, Slate Bardziej przejmujący, niż wątek miłosny, jest społeczny pejzaż po wojnie. Kompletny upadek ładu i autorytetów, cywile terroryzowani przez oddziały Home Guard. James Hoberman, The Village Voice
Pobierz aplikację Filmwebu!
Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.